Napisałam tego posta jeszcze wczoraj wieczorem i nawet przez przypadek opublikowałam. Dzisiaj jednak śniadania nie będzie. Ironia losu - biorąc pod uwagę fakt, o czym jest cały wpis. Kiedy go pisałam, wszystko było w porządku. A potem wylądowałam nieprzytomna na pogotowiu. Publikuję jednak moje wczorajsze rozważania w takiej wersji, w jakiej je zapisałam.
Na drugą część tagu będzie jeszcze czas odpowiedzieć, a żeby napisać kilka słów dotyczących świąt to chyba już ostatni dzwonek. Będzie dłużej niż zwykle, więc jeżeli wydaje Ci się, że Ciebie to nie dotyczy albo po prostu masz ochotę napisać, jak pyszne śniadanie zjadłam (to będzie jednak dzisiaj wyjątkowo trudne), możesz zakończyć czytanie posta właśnie w tym miejscu.
Wiem, że jest dużo osób prowadzących blogi śniadaniowe, które zmagają się z zaburzeniami odżywiania. Przeglądając Wasze wpisy zauważyłam, że część napisała już otwarcie o swoich obawach związanych ze świątecznymi pokusami, a te, które tego nie zrobiły - pewnie również przeżywają wewnętrzne rozterki. Sama przechodziłam przez ED - całe gimnazjum walczyłam z bulimią, więc dobrze rozumiem, jakie to trudne. Jednak święta to wyjątkowy czas i jedyny taki moment w roku, żeby móc cieszyć się tą wspaniałą, rodzinną atmosferą. I przede wszystkim atmosferą, a nie jedzeniem. To nie ono jest przecież w święta najważniejsze i nie powinniśmy dopuścić, by ciągłe myślenie o nim je zdominowało. Jednak święta to również jedyna w ciągu tych 365 dni okazja do spróbowania potraw, które tak wyjątkowo smakują tylko o tej porze roku. Nie podejmujcie więc decyzji, których mogłybyście potem żałować. Ja jako głupia 13-latka zrobiłam chyba jedną z bardziej bezmyślnych rzeczy w moim życiu i wstydzę się tego do tej pory - zaraz po wigilijnej kolacji poszłam do toalety i bezceremonialnie zwymiotowałam wszystko, co w jej trakcie zjadłam. Jest mi tym bardziej głupio, bo nie był to przecież zwykły posiłek jak każdy inny, a jednak wieczerza przed narodzinami Chrystusa. Proszę Was, nie popełnijcie zatem podobnych błędów. Zapomnijcie przynajmniej na te kilka dni o wykutych na pamięć tabelach kalorycznych i wartościach odżywczych i cieszcie się rodzinną atmosferą. Nie psujcie świąt i sobie, i przede wszystkim swoim bliskim. Ja, choć na co dzień nie wyobrażam sobie żywić się w podobny sposób do mojej rodziny, w ten jedyny w roku wieczór zamierzam jeść dokładnie to, co wszyscy inni. Ociekającego tłuszczem karpia z białą jak śnieg chałką, barszcz z kupnymi uszkami i zabielaną do bólu grzybową z makaronem. I popiję wszystko równie kalorycznym winem i okropnie przesłodzonym kompotem z suszonych owoców, które potem zresztą zjem, żeby już kompletnie nie móc się ruszać. Dokładnie tak samo zrobiłam też rok temu, kiedy mimo krótkiego (na szczęście) epizodu z anoreksją za bardzo zależało mi na szczęściu moich bliskich, żeby tak po prostu to wszystko spieprzyć swoimi egoistycznymi zapędami. Nie namawiam oczywiście do przyjęcia biernej, altruistycznej wręcz postawy i jedzenia wszystkiego, co podetkną nam pod nos, ale przede wszystkim do świadomego podejmowania decyzji. Można przecież spróbować wszystkich długo wyczekiwanych świątecznych potraw, ale kierując się przy tym zdrowym rozsądkiem i szanując realne potrzeby swojego organizmu, i uniknąć dzięki temu wyrzutów sumienia. Jeszcze raz proszę - nie pozwólcie, by to jedzenie było najważniejsze w te święta. Niech umila Wam te magiczne chwile spędzane z bliskimi, a nie staje się celem samym w sobie. Nie odbierajcie mamie czy babci tej radości z obserwowania, jak innym smakują przyrządzone przez nie dania. Na zjedzenie ryżu z warzywami będziecie kolejne 355 dni (Jerozolima jest co prawda w Azji, ale chyba mimo wszystko nie jadano tam takich dań...), a okazja, by zjeść karpia, jest tylko jedna w roku. I również te 355 dni pozostanie Wam na to, by prowadzić bezsensowne głodówki i diety oczyszczające, by tylko wrócić do wagi sprzed świąt. Choć może jeżeli będziecie podejmować właściwe decyzje słuchając przy tym własnego organizmu, wcale nie będzie to konieczne?
PS: Przepraszam również, że nie skomentuję Waszych dzisiejszych wpisów, ale już sama myśl o jedzeniu wywołuje u mnie odruch wymiotny.
Bardzo bym chciała, żeby wszystko w tym roku poszło po mojej myśli. Chcę żeby było normalnie, zwyczajnie. Boję się sama siebie jak zareaguję. Mimo to, będę się bardzo starać, bo na prawdę zależy mi na tym dniu.
OdpowiedzUsuńFajnie, ze poruszyłaś ten temat, bo pewnie wiele osób kombinuje jak tu zjeść najmniej. Również jestem zdania, że chociaż tego jednego dnia warto przynajmniej spróbować, żeby było normalnie.
Dziękuję Ci bardzo za ten post. I będę się starać z całych sił, by tegoroczne święta minęły w naprawdę miłej atmosferze.
OdpowiedzUsuńA Tobie również życzę, by wszystko szło po Twojej myśli!
I zdrowia. Dużo, dużo zdrowia, bo ono nie do końca jest od nas zależne.
Boże, skończcie z tym ED, bo gwarantuję, że za szybko nie uwolnicie się od obiegowej opinii, że blogi śniadaniowe w większości prowadzą małolaty z anoreksją...
OdpowiedzUsuńBardzo mądry post, to prawda, święta są raz w roku, czas spędzony razem z rodziną. Zapomnijmy o wszystkim, bądźmy znowu jak małe dzieci, które niczym się nie przejmują. Mam nadzieję, że już lepiej się czujesz. Bardzo Cię podziwiam, że tak otwarcie o tym wszystkim napisałaś. Trzymam za nas wszystkie kciuki :)
OdpowiedzUsuńCzy nawet w towarzystwie bożonarodzeniowych dań trzeba umieszczać wyrazy "ed", "rzygać", "bulimia", "anoreksja", "zaburzenia odżywiania" ? Czy nawet świąteczny klimat trzeba psuć wykorzystując go ku "uświadamianiu" innych o zgubnych skutkach popełniania błędnych decyzji dot odżywiania ?
OdpowiedzUsuńTym bardziej, że na prawdę lubię Twojego bloga, zdjęcia i całą oprawę ...
więc lepiej pozostawić tych wszystkich samych sobie i pozwolić im samym zepsuć święta i sobie, i bliskim? nie bardzo rozumiem, co wywołało twoje wielkie zniesmaczenie i dlaczego uważasz, że moje słowa miały na celu spieprzenie wspaniałej świątecznej atmosfery. więc według ciebie magia świąt to ciągły strach, wyrzuty sumienia i irracjonalne podszepty w głowie? nie sądzę.
Usuńpopieram...Pałlina ♥ chyba troszkę zapomniałaś jak to było kiedyś z Tobą...nikt tu nie popiera zaburzeń odżywiania, wręcz stara się zrozumieć osoby które z tym problemem się męczą...
UsuńDokładnie pamiętam jak to było ze mną i również pamiętam kto mi pomógł wyjść z tego. Właśnie nie Ci ciągle "uświadamiający" i wracający do tego przez co przechodzili, ale Ci którzy za wszelką siłę odciągali temat rozmowy ze mną i moje myśli poza sferę, jedzenia i wszystkich związanych z zaburzeniami wyrazów. Oni potrafili sprawić, że odkryłam swoje pasje i przestałam patrzyć na siebie przez pryzmat jedzenia, wagi i kalorii.
UsuńTeraz chcę się rozwijać, iść na przód, prawdziwie żyć! CHOĆ PRZYPOMINAM, ŻE MOJA SYTUACJA W DOMU JEST Z DNIA NA DZIEŃ CORAZ GORSZA, ALE WALCZĘ O SIEBIE A NIE UŻALAM SIĘ NAD KAŻDĄ ZJEDZONĄ KALORIĄ. ZA WSZELKĄ CENĘ KIERUJĘ SWOJE MYŚLI NA TO, CO JEST FAKTYCNIE WARTE UWAGI.
I CHOC U MNIE PRAWDZIWEO BOŻEGO NARODZENIA NIGDY NIE BYŁO I Z KAŻDYM ROKIEM MODLĘ SIĘ ABY TEGOROCZNA WIGILIA NIE BYŁA GORSZA OD POPRZEDNIEJ (CHOC OCZYWIŚCIE Z ROKU NA ROK WYGLĄDA DUŻO GORZEJ) MAM OSOBĘ KTÓRĄ KOCHAM - MAMĘ I W TAKIM DNIU SKUPIAM SIĘ TYLKO NA TYM ŻE MOGĘ BYC Z NIĄ, A NIE NA TYM CO WŁOŻĘ NA TALEŻ I ILE TO MA GRAM.
talerz paulino;)
Usuńale babola strzeliłam ;P
UsuńMasz rację, tak też wszyscy powinni zrobić. Nie kierować się kaloriami tylko rozumem. Jednak czasami to jest silniejsze, ale ważne jest aby próbować. :)
OdpowiedzUsuńBardzo mądry post , to jedyny dzień w roku i nie powinniśmy popadać w obsesję tylko zjeść tak jak każdy ;)
OdpowiedzUsuńnie psujcie sobie świąt , to najpiękniejsze dni w roku <3
To co napisałaś bardzo dało mi do myślenia. Ja poprzednią wigilię również spędziłam nad toaletą. Jednak mam nadzieję że tym razem obejdzie się bez tego ponieważ jadę do rodziny a nie spędzam ich w domu. Jednak wyrzucenie z głowy tabeli i wartości odżywczych nie jest takie łatwe. Ja tyle razy się starałam tak bardzo chciałam i zawsze te myśli wracały. Walczę z tymi myślami tylko dlatego że nie chce znów przesiedzieć 3 miesięcy w klinice, ale tak to nadal odchudzałabym się. Nie potrafię siebie zaakceptować i jest mi z tymi myślami bardzo bardzo trudno.
OdpowiedzUsuńŻyczę szybkiego powrotu do zdrowia :*
pamiętam tegoroczną Wielkanoc, jak na każdą propozycję jedzenia reagowałam warknięciem i postanowiłam przeżyć dzień na talerzu barszczu i kawałku tortu, i choć pewnie nikt już tego nie pamięta, czuję się jak skończona kretynka. Dobrze piszesz. Zresztą nikt nie mówi, że mamy jeść po trzy talerze karpia, bo jedzenie to tylko przyjemny dodatek do spędzania czasu razem. A nawet jeśli wpadną te trzy talerze karpia czy pięć kawałków makowca - to co z tego? ;)
OdpowiedzUsuńodezwiesz się na priv co się stało?
OdpowiedzUsuńTeż szczerze mówiąc najbardziej to mnie ten fakt zmartwił w całym poście.
UsuńDokładnie! Ja też po przeczytaniu bardzo się zmartwiłam. Chciałabym przeczytać więcej o Twoim obecnym stanie, bo to jest najbardziej istotne.
Usuńkolejna uświadamiająca , jeśli myślisz że serio to komuś pomoże to się mylisz, nie ma tak łatwo, ciekawe czy Ty w trakcie bulimii po przeczytaniu takiego tekstu od razu wprowadziłabyś w życie to wszystko , no na bank..
OdpowiedzUsuńTe wszystkie blogi śniadaniowe zawsze będą mi się już kojarzyły tylko z edem , (ok nie wszystkie, jest 5 takich które są "normalne"- z premedytacją używam tego słowa.)
udanych świąt.
no ciekawe kogo te blogi? bo poza Sylwii, Piotrka i Ash reszta to same edowce, które tylko psują całą atmosferę kulinarnego blogowania
UsuńI jeszcze Elin ;)
Usuńto ja anonim numer 1.
Usuńjeśli miałabym wymienić te 5 blogów na które uczęszczam , to mogę, proszę bardzo, ale nie wiem czy nie urażę tym Marii i innych których nie uwzględniłam.
Blog Sylwii, blog Ali z Lovely mornings, Pałliny ♥ , Piotrka i blog To co lubię najbardziej Klaudii.
Ten blog, i blog Martyny z bloga Brekfast ♥ uwielbiam za zdjęcia , są chyba najlepsze ze wszystkich śniadaniowców, ale ta wizyta w dniu dzisiejszym była ostatnią.
Olu, na na bloga (wstyd się przyznać) Elin jeszcze nigdy nie zaglądałam, chyba czas to zmienić!
Anonimowy 1 - przede wszystkim ja walczyłam z bulimią kompletnie sama i nikt nawet nie próbował mi pomóc. i żałuję, że tak długo to ukrywałam - nawet przed samą sobą. na pewno nie byłoby tak, jak piszesz, ale czy to znaczy, że trzeba być głupim egoistycznym skurwysynem i uśmiechając się pod nosem skwitować wszystko "dobrze im tak, mają to, czego chciały"? jeżeli takie jest twoje podejście, to chyba nawet nie żałuję zakończenia naszej krótkiej "znajomości". (;
UsuńAnonimowy 2 - przykro mi, że psuję Waszą cudowną sielankową atmosferę. można funkcjonować udając, że ten problem nie istnieje i komentować wszystkie wpisy przesłodzonymi do porzygu równoważnikami zdań, ale czy to ma jakikolwiek sens? komentarze typu "pyszne śniadanie" naprawdę niewiele wnoszą i ja bynajmniej nie jestem obecna w blogosferze właśnie dla nich.
Usuńaha, Anonimowy 1 - nie jestem tu na tyle długo, żeby móc przekonać się o tym osobiście, ale z wielu komentarzy (również tych, które zaobserwowałam na innych blogach) wynika, że Pałlinie również ed nie są obce. po Waszym "ataku" również mogłabym zmienić nick i udawać, że mnie to nie dotyczy, ale wolę być krytykowana za swoje dotychczasowe błędy niż żyć w kłamstwie. zresztą (z całą sympatią do autorki!) bloga Sylvvii chyba też nie przeczytaliście wystarczająco uważnie...
UsuńNie chodzi o udawanie, że problemu nie ma, ale o to y nie wywlekać tego na sferę blogów śniadaniowych od tego są prywatne wiadomości...
UsuńNie wytrzymuję. Po prostu muszę się wypowiedzieć! Wchodzę na Twojego bloga Maria'n od czasu do czasu, jednak teraz mnie zniechęciłaś. Domyślam się jednak, że nie w tym celu pisałaś ten post. Według Ciebie miał on pomóc osobom z ED, ale Ci się to nie udało. Nie wiem po co przedstawiłaś tu swoją przeszłość. Teraz w oczach niektórych Twój blog jest kolejnym śniadaniowcem "prowadzonym przez małolatę z anoreksją". Tak, masz rację, Pałlina i Sylwia też były chore. Jednak teraz na swoich blogach nie piszą o tym i unikają tego tematu, ponieważ żyją/ chcą żyć NORMALNIE. I to się ceni. A mam wrażenie, że co niektórzy chwalą się swoimi zaburzeniami.
OdpowiedzUsuńteż żyję już całkowicie normalnie, ale czy to znaczy, że mam udawać, że nigdy mnie to nie dotyczyło? zwłaszcza, jeżeli choć w minimalnym stopniu moje doświadczenia mogą komuś pomóc. rzekomego "chwalenia się" ed nie chcę nawet komentować.
UsuńA ja uważam, że wielu osobom dałaś do myślenia. Dobrze, że to napisałaś, zresztą, to Twój blog i czy będzie on o śniadaniach czy zaburzeniach odżywiania, Twoim życiu, kosmosie czy czymkolwiek to tylko Twoja sprawa :)
UsuńWesołych Świąt! :*
Rozumiem ten post. To, że chcesz dać do myślenia niektórym osobom. Przestrzec. I dobrze. Bo czy święta to tylko sielanka? Ma być cudownie, rodzinnie, w przypadku osób z ed fałszywie, bo wszyscy na siłę mają zapomnieć o tym, co przeżywają te dziewczyny? Chodzi o to, aby poczuć miłość i troskę innych. Nie patrzeć tylko przez pryzmat jedzenia..
OdpowiedzUsuńJak zawsze wynikają z tych tematów kłótnie. Po prostu niech każdy cieszy się świętami na swój sposób, a jeśli ktoś tego nie zrozumie, to i tak pisanie nic nie pomoże, chociaż może do pojedynczych osób dotrze to co napisałaś. Byłoby super :)
OdpowiedzUsuńJednak zmartwiła mnie początkowa wiadomość, co się stało? :<
ech... żeby to było takie łatwe.. :) Ka staram się co roku, a wychodzi jak wychodzi, zobaczymy co będzie w tym.. ;)
OdpowiedzUsuń