Jednoporcjowa pełnoziarnista drożdżowa szarlotka
vegan: mleko -> woda
Co można zrobić, kiedy ma się za dużo ciasta drożdżowego pozostałego w zamrażarce i nową kokilkę do przetestowania? Improwizowane apple pie! A czego nie robić, kiedy ma się jeszcze świeżo naderwane śródstopie? Wybiegać w napływie endorfin w nowo zaplanowaną trasę, bo "słońce tak ładnie świeciło, że aż żal siedzieć w domu". Efektem jest 7 km przebiegnięte (przeczłapane?) w ponad 50 minut. Na szczęście na więcej takich "rekordów" się nie zanosi, bo teraz nie ma już mowy o jakimkolwiek bieganiu. Żeby nie obrosnąć już całkiem tłuszczem, będę musiała ogarnąć w końcu moje odżywianie się po tej ostatniej chorobie. Jeszcze wczoraj zaraz po powrocie z biegania zamiast obiadu zjadłam budyń, próbując wytłumaczyć to samej sobie tak, że mam przecież chory brzuszek. Był jednak wystarczająco zdrowy, żeby pozwolić mi przebiegnąć te 7 km. "No właśnie! Biegałam, przecież mi się należy." To nic, że jeszcze przed bieganiem podojadałam wszelkie możliwe resztki babcinych ciast. Od tygodnia moja dieta dosłownie leży i kwiczy. Przez pierwsze dni nie jadłam prawie wcale, a odkąd mogę w ogóle spojrzeć na jakiekolwiek jedzenie, najczęściej są to kanapki z jajkiem albo serem żółtym. Jabłka pochłaniam za to kilogramami, ale żeby nie było przesadnie zdrowo - obrane ze skórki. Po przeżyciach, jakie zapewniły mi prawdopodobnie buraki (ach ci niewinnie wyglądający stręczyciele!), na warzywa patrzę z nieufnością i jedynym, jakie pojawiło się od tamtej pory na moim talerzu, jest pomidor. Chyba jednak pora w końcu powrócić do dawnych nawyków żywieniowych. Te kilka dni choroby dały mi mimo wszystko coś naprawdę ważnego - dawno już zapomniane po miesiącach żywieniowej psychozy poczucie normalności. Przestałam sobie w końcu wmawiać, że nie lubię masła i najzwyczajniej nie jest mi do niczego potrzebne. Zjadłam pierwsze od ponad roku ciasto. I chociaż oprócz niego i karpia zjedzonego w wigilijny wieczór nic więcej ze świątecznych potraw na moim talerzu nie zagościło, siedząc z rodzicami w kuchni i kolejną godzinę próbując wcisnąć w siebie drugą kanapkę z masłem, miałam jakieś niesamowite uczucie integralności. Nawet, jeżeli to zatrucie pokarmowe nie było warte mdlenia z bólu i rozciętej głowy, to ma chyba i pozytywne skutki.
MINI SZARLOTKA
Na Wasze prośby dodaję przepis na dzisiejsze śniadanie - zmodyfikowany tak, żeby ilość składników była odpowiednia właśnie na jedną porcję. Szarlotkę można podać w takiej formie, w jakiej ja to zrobiłam (wychodzi wspaniale puszysty środek i chrupiąca od góry skórka!), albo po prostu zagnieść ciasto i zrobić sobie pojedynczą, egoistyczną drożdżówkę z jabłkami.
ciasto drożdżowe:
45 g mąki pszennej pełnoziarnistej
15 g mąki pszennej tortowej
ok. 45 ml mleka
5 g świeżych drożdży
pół łyżeczki cukru (żeby uruchomić drożdże,
ale jeżeli lubicie słodsze ciasto drożdżowe,
można dodać go więcej)
szczypta soli
duże jabłko (naprawdę duże - ok. 300 g) albo dwa mniejsze
1,5 łyżeczki cukru trzcinowego
łyżeczka cynamonu
szczypta gałki muszkatołowej
Aby przygotować ciasto drożdżowe podgrzewam delikatnie mleko i rozpuszczam w nim cukier i drożdże, a następnie odstawiam na kilka minut. Przesiewam mąkę do miski, dodaję szczyptę soli i po upływie tego czasu wlewam połowę mleka z drożdżami, na początku mieszając ciasto łyżką, a kiedy składniki lekko się połączą, zaczynam wyrabiać ciasto rękami. Stopniowo dodaję resztę mleka, kontrolując przy tym konsystencję ciasta. Po minimum 10 minutach wyrabiania powinno być sprężyste i elastyczne; nie może być za suche. Po tym czasie zostawiam ciasto w misce, którą owijam folią spożywczą i zostawiam w ciepłym miejscu na kolejne pół godziny. W tym czasie przygotowuję nadzienie - jabłko obieram, kroję na małe kawałki, a następnie umieszczam w rondelku i podlewam wodą. Dodaję cukier trzcinowy i duszę do zmięknięcia. Dokładnie odparowuję wodę (żeby ciasto drożdżowe się od niej nie rozmokło), dodaję cynamon i gałkę muszkatołową, dokładnie mieszam. Kiedy ciasto podwoi swoją objętość, ponownie je zagniatam, dzielę w proporcji 2:1 i formuję z niego kule, z których rozwałkowuję dwa koła. Większym z nich wykładam natłuszczoną odrobiną masła i wysypaną mąką kokilkę, a następnie umieszczam w niej lekko przestudzone już nadzienie. Pozostałym ciastem przykrywam je z zewnątrz, dokładnie zlepiając z jego drugą częścią. Odstawiam na 20 minut do ponownego wyrośnięcia, po czym piekę w 180 stopniach przez kolejne 20 minut.
Najważniejsze są postępy, to, że w końcu widzisz, że coś się zmienia i chcesz, żeby się zmieniło ;). Niby takie głupie zatrucie pokarmowe a jednak trochę daje do myślenia ;).
OdpowiedzUsuńAaaaa, jednoporcjowa szarlotka <3 Mistrzostwo!
OdpowiedzUsuńLubię czytać, gdy u Ciebie tak pozytywnie :) Lubię, naprawdę!
pyszna ta jabłkowa improwizacja!
OdpowiedzUsuńja koniecznie proszę o przepis na tą szarlotkową improwizację! ;D pycha <3
OdpowiedzUsuńprzepis niedługo się pojawi. :)
UsuńLiczyłam na to :) Taka szarlotka na zimowy poranek to jest coś :)
UsuńCoś bardzo pysznego i dobrze się wpasowującego z aurę ;)
Usuńproszę bardzo - już jest!
UsuńTa szarlotka jest świetna! Aż mam chęć zrobić surowe ciasto i je zamrozic :D
OdpowiedzUsuńhaha, ten etap jego przygotowania jest chyba jednak zbędny. :D
Usuńjaki fajny pomysł , pewnie pychotka ;)
OdpowiedzUsuńoj tak, zdecydowanie jedno z najsmaczniejszych możliwych śniadań z kategorii tych, które trwają trochę dłużej. (;
UsuńTa drożdżówka jest obłędna :) Ja również proszę o przepis!
OdpowiedzUsuńna pewno pojawi się jeszcze dzisiaj (nie tak jak wczorajsze bułeczki, które do tej pory nie doczekały się przepisu :D)!
UsuńCudnie wygląda ten apple ;) dołączam się do próśb o przepis ;) ps, też ostatnio polubiłam masło.. Na nowo.. ;)
OdpowiedzUsuńpostaram się dodać jak najszybciej. :)
Usuńmoja dieta też leży i kwiczy, tak samo bieganie, muszę się ogarnąć :D
OdpowiedzUsuńtaka malutka porcja szarlotki nasuwa mi na myśl duński film, "Jabłka Adama" ;)
a co do herbaty, smakowała jak zwykła truskawkowa - pomimo jabłka na pierwszym miejscu w składzie
nie kojarzę teraz żadnej adekwatnej sceny z tego filmu, bo oglądałam go naprawdę dawno temu. jedyne, co z niego pamiętam, to obijanie twarzy. :D
UsuńGenialne!
OdpowiedzUsuńJuż czujęten smak gorącej szarflotki na swoim podniebieniu, mniaaam! ;D
OdpowiedzUsuń*.* !!!
OdpowiedzUsuńJa też muszę zmienić swój sposób odżywiania, za dużo słodyczy, za mało owoców i warzyw, to wina Mikołaja :D
OdpowiedzUsuńChyba też zrobię ciasto drożdżowe i zamrożę, kiedy najdzie mnie ochota na ciasto :D
Jestem moją mistrzynią, kocham szarlotkę ♥.♥
OdpowiedzUsuńa nie zostało Ci jeszcze trochę zbędnego ciasta? bo chętnie bym się wprosiła:D
OdpowiedzUsuńzostało jeszcze dokładnie na jedną porcję, więc idealnie sprawdzi się, kiedy znowu najdzie mnie ochota na takie jednoporcjowe ciasto. (;
Usuńjabłka też jadam kilogramami!:) przed filmem kroję na ćwiartki i zajadam się jak oszalała - ale żeby było zdrowiej to ze skórką haha:D
OdpowiedzUsuńwow wygląda wyśmienicie :) nigdy drożdżowej nie jadłam, zawsze na kruchym spodzie ;)
OdpowiedzUsuńu mnie też plan był taki, ale z zalegającym w zamrażarce ciastem drożdżowym coś trzeba było zrobić. (; wyszła w smaku jak drożdżówka z jabłkami, które jadałam często w dzieciństwie.
UsuńJa jabłka kocham, i mam metodę - kroje jedno na 32 talarki, jak jest grube to obgryzam, a potem podgryzam od góry, pycha!
OdpowiedzUsuńAle to dobrze z tą integralnością ;)
zakochałam się w Twoim blogu : )
OdpowiedzUsuńMini szarlotka *.* Ale cudo!
OdpowiedzUsuńAle mam smaka!
OdpowiedzUsuńPolubisz? http://www.facebook.com/photo.php?fbid=311668045601805&set=a.311667845601825.57119.213056428796301&type=1&theater ;)
Zapraszam do siebie ;) http://nutinkowewypieki.blogspot.com/
nie. :)
Usuń