Ostatnią pieczoną owsiankę jadłam równo 120 dni temu. Nie wiedzieć dlaczego na cztery miesiące zupełnie zapomniałam o istnieniu tego śniadania idealnego. Kiedy w końcu inne blogi śniadaniowe zaczęły mi o nim sukcesywnie przypominać, postanowiłam odświeżyć sobie smak pieczonej owsianki w iście królewskiej wersji! Zdecydowanie była warta czekania z niecierpliwością przed drzwiczkami piekarnika - zresztą co innego mi teraz pozostało? W końcu długi weekend!
PIECZONA OWSIANKA NADZIANA BUDYNIEM
100 ml mleka owsianego
50 g płatków owsianych
10 g mąki owsianej
10 g masła
łyżka płatków migdałowych
kilka kropel aromatu migdałowego
szczypta soli
75 ml śmietany 12%
25 ml wody
łyżka syropu z agawy
25 ml wody
łyżka syropu z agawy
łyżeczka mąki ziemniaczanej
Nastawiam piekarnik na 180 stopni. Kiedy się nagrzewa, zalewam płatki i mąkę owsianą gorącym mlekiem, po czym lekko dosalam i dodaję masło, a następnie odstawiam do zgęstnienia całej masy. W tym czasie przygotowuję budyń - śmietanę podgrzewam (ale nie zagotowuję!) na malutkiej patelni i wlewam do niej mąkę ziemniaczaną rozmieszaną w wodzie z syropem z agawy. Podgrzewam budyń do zgęstnienia dokładnie mieszając, by nie powstały grudki. Do napęczniałych płatków dodaję aromat i płatki migdałowe (dolałam też kilka łyżek wody, by masa była luźniejsza), jeszcze raz dokładnie wszystko mieszam i przekładam połowę masy do kokilki. Robię w pierwszej warstwie lekkie wgłębienie (tak, by w efekcie końcowym budyń był otoczony płatkami ze wszystkich stron) i nakładam na nią przygotowany budyń, a następnie szczelnie przykrywam drugą połową płatków. Wstawiam do nagrzanego piekarnika i piekę przez pół godziny. Podałam z malinami.
I co ja tu mogę napisać - hm, po prostu się cieszę, o! :-))
OdpowiedzUsuńTa owsianka jest genialna, budyniowe nadzienie mnie zachwyca!
A ja wierzę, że jestem już blisko ostatecznego wyzwolenia. I również cieszę się ogromnie, że wszystko co najgorsze mam za sobą. Nie mam jeszcze siły we własne możliwości, nie mam pewności siebie. Ale mam wiarę. I staram się jak mogę. Sięgam po szczęście coraz odważniej.
OdpowiedzUsuńNo i nie pozostaje mi nic innego jak cieszyć się razem z Tobą, to wcale nie jest egoistyczne, o nie, bardzo dobrze, że jest jak jest :)
niesamowita owsianka.
OdpowiedzUsuńcieszę się za Ciebie, ale czy jesteś o tym pewna? np. ja, nikt by się pewnie nie spodziewał, ale sama miałam przyszłość i choć teoretycznie już dawno z tego wyszłam, to malucieńka część nadal ciągnie się za mną jak flaki z olejem. i jestem zdania, że jak raz się w to wpadło, to to będzie jednak do końca życia.
Ja jestem zdania, że zależy to od konkretnej osoby i tworzenie arbitralnych zasad mających mieć zastosowanie do każdego przypadku nie ma sensu. Wierzę, że właściwie odżywione mózg i ciało są w stanie osiągnąć pełnię zdrowia.
Usuńmniam, z budyniem *_*
OdpowiedzUsuńcieszę się, że jesteś zdrowa <3
Ja również jestem już w pełni zdrowa i wiem, że nigdy nie popełnię tego samego błędu. Oczywiście żałuję tego, co kiedyś zrobiłam, ale przecież człowiek uczy się na własnych błędach :)
OdpowiedzUsuńPieczonej owsianki nie jadłam już...dawno. Z pewnością więcej dni niż Ty, a dzisiaj właśnie mi o niej przypomniałaś. Dobrze, że mamy teraz tyle dni wolnych :)
Świetny powrót do pieczonej owsianki. Z budyniem i malinami musiała smakować cudownie :)
OdpowiedzUsuńMiłego dnia! :*
Maliny wyglądają obłędnie ;)))))
OdpowiedzUsuń120, przecież to wieczność! powiem Ci, że z tą śmietaną, to połowa blogerów tu to nie zaszaleje :DD
OdpowiedzUsuńa ja jej nigdy jeszcze nie jadłam;/
OdpowiedzUsuńMyślę, że to uczucie musi być wspaniałe :)
OdpowiedzUsuńoby ta siła nigdy Cię nie opuszczała! :)
OdpowiedzUsuńświeże maliny? nie znasz litości :P
cieszę się razem z Tobą! :*
OdpowiedzUsuńa owsiankę dopisuję na listę "to do" :D i to jak najszybciej "to do" :D
OMG :O Wygląda fantastycznie, a te nadzienie budyniowe...nie no odpływam <3
OdpowiedzUsuńno nie.. nie dość, że idealna to jeszcze nadziana budyniem :D przegięłaś! :D!!
OdpowiedzUsuńWspaniałe, cudowne zdjecie! Ja chcę dobry aparat: MAMO, PROSZĘ, BŁAGAM, DAJ SIĘ NAMÓWIĆ I KUP MI!!!!!!!! :D. Owsianka pyszna, lubię takie zapiekane śniadnka. ;)
OdpowiedzUsuńcieszę się, że doszłaś do takiego wniosku. czytając Twojego bloga, odnoszę wrażenie, że mimo wszystko jesteś silną osobą i wierzę, że Ci się uda.
OdpowiedzUsuńnie wiem, gdzie ja się uchowałam, ale nigdy nie jadłam pieczonej owsianki.
120 dni przerwy to długo! Wielki come back pieczonych śniadaniowych pyszności udany:)
OdpowiedzUsuńSuper, że masz takie pełne optymizmu i stanowczości podejście, że to co było, już nie wróci. Jesteś na to chyba rzeczywiście za silna i za mądra, bo nauczona doświadczeniem. i to tym najlepszym (najgorszym?), bo własnym... :*
Pieczoną owsiankę jadłam tylko raz, jakoś również nie mogę się zebrać chociaż wiem, że jest przepyszna. I cieszę się, że jesteś silna i najtrudniejszy okres masz za sobą. Będę trzymać kciuki by nigdy się to nie zmieniło <3
OdpowiedzUsuńI bardzo dobrze. Ja też się cieszę i miło czytać takie słowa :)
OdpowiedzUsuńoj to super, mam nadzieje że ja też całkowicie dojde do stuprocentowej normy!
OdpowiedzUsuńnadziana budyniem? boże, zjadłabym *.*
jak miło czytać ,że u ciebie wszystko w porządku ,tak pozytywnie ;*
OdpowiedzUsuńdo tego ta owsianka *-* z budyniową niespodzianką -super ;)
I ja się cieszę. Mało, zbyt mało tutaj blogów wolnych od zaburzeń.
OdpowiedzUsuńA owsianka iście królewska, też dawno jadłam pieczoną..
Ej, a ja nigdy pieczonej nie jadłam i patrząc na Twoją żałuję.
OdpowiedzUsuńJa też się cieszę Twoim szczęściem! :*
Wiesz, że nigdy nie jadłam budyniu na śmietanie? Kiedyś byłabym przerażona a teraz tylko cieszę się, że spróbuję czegoś nowego;D To takie...jakby wyzwalające!
OdpowiedzUsuńCieszę się, że masz takie podejście i jesteś absolutnie pewna. Ja nad tą pewnością jeszcze troszkę pracuję, ale Ty pokazałaś, że można;)
A ja jestem jeszcze takim okazem, który pieczonej owsianki nie jadł.
OdpowiedzUsuńSzukam kokilek, ale moje miasto to taka dziura, że nigdzie znaleźć nie mogę :/
Chyba upiekę w dużym naczyniu żaroodpornym, a co :)
Nad taką owsianką na pewno nie kręciłabym nosem ;) Wygląda bardzo apetysznie!
OdpowiedzUsuńMiło czytać taki wpis jak u Ciebie, bo na większość śniadaniowców juz nawet nie wchodzę, bo na kilometr czuć, że nie jest tam "zdrowo"..
TE MALINKI! ta owsianka, oddaaaaawaj!
OdpowiedzUsuńTe malinki kuszą, w ogóle cała owsianka.! :D Dynia.? U mnie jest dość duża ilość w zamrażalce.! :D
OdpowiedzUsuńA co do szkół do rozważam albo to w mojej miejscowości albo XXVIII LO w Krakowie. Chociaż, szczerze przyznam też, że chodzi mi po głowie opcja technikum, ale raczej jest bardzo odległa, no nie ma tam klasy, który trafiła by w moje gusta.
Idealna :D
OdpowiedzUsuńCudowna :)
OdpowiedzUsuńCieszę się razem z Tobą! :**
OdpowiedzUsuńUwielbiam twoje przepisy, wiesz? Zdecydowanie jesteś moją Mistrzynią. Inspirujesz.
Podziwiam Cię za walkę.. za siłę.
:*
Marysiu oddam Ci to słońce, bo mam go naprawdę ostatnio pod dostatkiem, ale jest jeden warunek! Przez minimum tydzień serwujesz mi śniadanie takie jak chce :* zaczynając od gofrów, poprzez tofurnik, a kończąc np na jakimś drożdżowym wypieku *marzyciel*
OdpowiedzUsuńz budyniem? świetna^^
OdpowiedzUsuńAle bosko wygląda! Świeże maliny? Czarujesz :)
OdpowiedzUsuńGdybym nie była taka leniwa i miała składniki to poszłabym do kuchni zrobic taką w tej chwili.
wygląda kusząco :)
OdpowiedzUsuńmiło się czyta Twoje dzisiejsze słowa :) oby ta pewność nigdy Cię nie opuszczała :)
uwielbiam pieczone, a sama ostatnio o nich zapomniałam i dopiero kilka dni jadłam :) trzeba częściej je piec!
OdpowiedzUsuńzdrowa? jak to dobrze, że wszystko u Ciebie w porządku. jak to dobrze, że żyjesz normalnie i, że taka normalność to dla Ciebie coś co po prostu jest i już. jest...
obłędna;d
OdpowiedzUsuńUwielbiam pieczone <3 Z malinami, uwielbiam.. czekam na lato! :)
OdpowiedzUsuńgratuluję zatem siły :)
OdpowiedzUsuń